Co znajdziesz w tym artykule?

  • dowiesz się o legendarnych zjawach bieszczadzkich
  • poznasz bieszczadzkie wampiry
  • dowiesz się, które miejsca lepiej omijać - a może właśnie odwiedzić!

Kilka Słów Na Początek

Bieszczady są miejscem niezwykle intrygującym pod wieloma względami. Kraina geograficzna nie tylko zachwyca swoją dzikością i górskimi krajobrazami, ale owiana jest też tajemniczymi historiami, które powodują, że włos się na głowie jeży. Nie wierzycie? Jeśli macie mocne nerwy to zapraszam Was do lektury na temat bieszczadzkich duchów, zjaw i wampirów.

 

 

 

 

Legendarne Zjawy

Licznie występujące tu pustostany, ruiny są udostępnione dla turystów, ale czy na pewno nie są zamieszkiwane? Pisałem już wcześniej o zjawach zamieszkujących ruiny zagórskiego klasztoru. Co więcej, można dodać, są świadkowie, którzy postanowili sprawdzić, czy legendarne historie są prawdziwe. Pewnej wakacyjnej nocy grupa studentów rozbiła obozowisko tuż przy barokowym klasztorze. Nikt ze śmiałków nie potwierdził obecności zjaw, ale podobno słyszeć mieli dźwięk bijących dzwonów i odgłosy łańcuchów. Jak wszystkim wiadomo zagórska warownia od dawien dawna nie posiada już żadnej dzwonnicy. Paru świadków widziało natomiast grupę “mnichów” udających się podczas późnej nocy w stronę ruin zabytkowego monumentu. Być może byli to przebierańcy, jednak mimo wszystko taki widok mógłby przyprawić o niemały zawrót głowy.


Kolejne ruiny znajdują na trasie z Sanoka do Leska na wzgórzu Sobień. Niegdyś obecny tam zamek był posiadłością rodu Kmitów. Obiekt został doszczętnie zniszczony przez pożar, a podczas katastrofy w zamku zginęła wdowa po Janie Kmicie. Kmitowie po katastrofie wybudowali nowy zamek w Lesku, a duch Czarnej Wdowy przeprowadził się razem z nimi do nowego miejsca. Legenda głosi, że żona jednego z Kmitów przywdziała czarne szaty po śmierci męża i przysięgła opłakiwać lubego do końca swoich dni. Jak się okazuje nie tylko, gdyż po katastroficznej śmierci duch Czarnej Wdowy rozpacza po dziś dzień w obrębie murów leskiego zamku. Niektórzy twierdzą, że między zamkiem w Lesku i ruinami na wzgórzu Sobień istnieje tajemne przejście, dzięki duch może swobodnie się przemieszczać i straszyć w obydwu lokalizacjach. Czarnej Wdowie towarzyszy również specyficzny zapach lekkiego zwęglenia, dlatego też nazywana jest “duchem z popiołów”.

Wampiry z Bieszczad

W dawnej, podkarpackiej kulturze wierzono też w wampiry. Uznawano ich za ludzi, którzy za życia wykazywali nadzwyczajne cechy lub lubowali się w zajęciach, które wieś traktowała podejrzliwie np. zielarstwo. Wierzono, że tacy ludzie mają dwa sera – dobre i złe. Po śmierci jedno serce ginęło, a drugie inicjowało pośmiertną działalność upiora. Oskar Kolberg, sławny polski etnograf pisał, że wampir po śmierci robił wszystko, żeby uprzykrzyć życie swoim wrogom. Zsyłał na nich niepowodzenia lub śmierć. Na przełomie XIX i XX wieku ludność zaciekle inicjowała wampiryczne pochówki. Piotr Kotowicz, sanocki archeolog, odkrył jeden z takich pochówków w Sanoku, na nieistniejącym już cmentarzu przy ulicy Zamkowej. Spośród czterdziestu jeden wyróżniał się specyficzną formą; głowa kościotrupa była umiejscowiona między nogami. Oznaczało to, że osoba ta była uznana przez ludność za wampira ze względu na budowę jego ciała przejawiającej zarówno męskie i żeńskie cechy. Tacy ludzie byli traktowani przez wieś jako dziwaki i wybryki natury. Inne wampiryczne pochówki cechowały wbicie w głowę potencjalnego upiora drewnianego lub metalowego kołka, tudzież zaciśnięcie między jego zębami monety. W Bieszczadach działali też prężnie łowcy wampirów, którzy zostali sprowadzeni specjalnie ze Słowacji tzw. Baczowie. Byli bowiem odpowiedzialni za szukanie potencjalnego upiora, a następnie rozpoznanie jego pochówku i przeprowadzenie anty-wampirycznych egzorcyzmów jego grobu.

Opuszczone Cmentarze

Bieszczady to teren, który obfituje w opuszczone cmentarzyska. W książce “Bieszczady. Tam gdzie diabły, hucuły, Ukraińce” autor, a mianowicie Stanisław Kryciński opisuje jak większa grupą wybrała się swego czasu w góry, aby odrestaurować zdewastowane nagrobki w ramach wolontariatu. Cmentarzyska, a właściwie szczątki nagrobków to relikty po akcjach wysiedleńczych, którym towarzyszyła dewastacja domów, cerkwi oraz cmentarzy. W ten zbliżający się okres wszystkich świętych warto zapalić światło pamięci na tych zapomnianych i opuszczonych cmentarz, na których leżą często niezidentyfikowani mieszkańcy dawnych, bieszczadzkich ziemi.

Zakapiorskie Zaduszki

Jedną z Bieszczadzkich atrakcji okresu jesiennego są zaduszki, czyli czuwanie przy Kapliczce Pamięci w Cisnej. Z roku na rok wydarzenie jest coraz popularniejsze i przyciąga wielu znanych, bieszczadzkich artystów. Wydarzeniu towarzyszy muzyka cerkiewna, recytacja wierszy bieszczadzkich zakapiorów i oglądanie tematycznych filmów. Głównym celem jest jednak zaduma i modlitwa “za duszę” zmarłych. Z reguły zaduszki odbywały się w pierwszym tygodniu listopada biorąc pod uwagę daty wcześniejszych edycji. Konkretnej daty tegorocznej edycji nie ma, ale jeśli tylko się pojawi to na pewno Was o tym poinformujemy.

 

Na Zakończenie Troszkę Więcej o Starodawnych Wierzeniach

Grupy etniczne takie jak Bojkowie, czy Łemkowie zamieszkujący niegdyś obecne bieszczadzkie szlaki dużą uwagę przywiązywali do czarów i zabobonów. Każde wynikłe zdarzenie w wiosce było interpretowane w nietuzinkowy sposób. Dla przykładu nawet ptasie uderzenie dziobem w szybę symbolizowało, że do wioski przyjdzie śmierć. Bieszczadzkie lasy często budziły w ludziach przerażenie, gdyż dorodne, kształtne drzewa często utożsamiano ze zjawami i upiorami. Wierzono, że w leśnych dziuplach czyhają groźne potwory. Ludność zamieszkująca teren Karpat Wschodnich była bardzo prosta, dlatego też wykształcił się u nich dość specyficzny nawyk bojaźliwości. Dużą uwagę przykładali również do życia pozagrobowego.